niedziela, 9 listopada 2008

Koniec lata

ukrzyżowany szeptem ust
czarnego anioła
z niebem w źrenicach
i agonią lata
w obu dłoniach
przybity do czterech piersi
oddechem
czterech warg
krwawię pchnięty językiem węża

jaka katedra utrzyma
ołowiane skargi
jaka święta woda
ugasi lawę oddechu
złotego fosforu

zagubiony jak ślepiec
łapczywie ssący
farby próżnej wyobraźni
ciągle gdzieś obok
od nowa zachłannie

nóż dzikich gęsi
przeciął mi tchawicę
utknąłem kaszlem myśli
w półmartwej zieleni

boję się kosztować
pierwszych oznak
zmierzchu