w ogrodzie spotkałem
umierającego ptaka
pomiędzy miętą a szałwią
wtulony w historię ogrodu
skrzydła jak ramiona w
pozie - nie wiem
trzymały ostatnie myśli
zmętniałe
powieki jak dłoń na
pożegnanie
dotknąłem go wrokiem
drgnął zamykając oczy
ostatni oddech przykucnął na trawie
przykryłem go dłonią
druga ręka wydrążyła
gniazdo okrągłe
głąbokie na wszyskie loty
i wszystkie nadzieje
na dnie posadziłem ptaka
lekko rozłożyłem skrzydła
niech grzeją wspomnienia
niech czekają wiosny
otuliłem piaskiem
zakwitnie mogiła
białym robakiem i fioletem szałwi
ostatni oddech
złożyłem na wierzchu
twarzą na dom
na ten dom tak zimny